Tortowe ciasto wiśniowe. I w jakim kierunku zmierza mój blog?

27.2.13

Tortowe ciasto wiśniowe. I w jakim kierunku zmierza mój blog?


Dzisiaj trochę dłuższy wstęp. Przeglądając ostatnio blogi trafiłam na bardzo ciekawy post Pani Eweliny Majdak z bloga Around the kitchen table. Po przeczytaniu zadałam sobie pytanie: W jakim właściwie kierunku zmierza mój blog? No właśnie...w jakim? Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Wiem za to, w jakim kierunku on NIE zmierza. Otóż jak już zapewne zauważyliście, nie podążam za blogowym kalendarzem świątecznym, tj. kiedy są święta Bożego Narodzenia nie zasypuję Was przepisami na 10 rodzai karpia, zupy grzybowej czy pierników. Kiedy za pasem Wielkanoc nie znajdziecie u mnie szerokiego wyboru żurków, mazurków i babek. A kiedy zbliża się Tłusty Czwartek nie zamykam się w kuchni i nie smażę tony pączków, za którymi nie przepadam. Oczywiście zdarzają się także wyjątki. Ale wyznaję zasadę, że to blog jest dla mnie, a nie ja dla bloga. Jednym słowem - nie robię czegoś tylko dlatego, bo tak wypada lub bo inni czegoś takiego ode mnie oczekują. Blog jest odzwierciedleniem mojego stylu życia, moich poglądów i mnie samej. Nie lubię robić czegoś pod presją. To, że za oknem może być lato, wcale nie oznacza, że nie mogę mieć ochoty na zjedzenie piernika. Czerpię niezwykłą satysfakcję z prowadzenia tego bloga i nie chcę, by to zadowolenie zostało przyćmione lub zmieniło się w przykry obowiązek.

Tutaj pozwolę sobie zacytować fragment wpisu Pani Eweliny : "Nie trzeba szukać na siłę. Ta tematyka jest w nas. Wystarczy wsłuchać się w siebie i pisać o tym, co nas zachwyca na co dzień".

Stale poszukuję nowych smaków i ciągle coś udoskonalam. Zazwyczaj są to zdjęcia, nad którymi ciągle ubolewam i tymże bólem zalewam Was także na blogu. Nawet jeśli danie jest warte podzielenia się z nim, to jeśli zdjęcia nie odpowiadają moim wymaganiom, to rezygnuję z ich publikacji. 
Tak. Jestem pieprzonym estetą. 
I szlag mnie trafia, jeśli coś mi się najzwyczajniej nie podoba. 
A zwłaszcza zdjęcia.

Ciągle poszukuję również swojego stylu. Zarówno w pisaniu jak i fotografowaniu. Wprawdzie pewnie rzuca się Wam w oczy stosowanie przeze mnie przestawnego szyku zdania, ale w tym wypadku uznaję to za atut - jako mój osobisty wyznacznik twórczości artystycznej. 

Podsumowując - w jakim kierunku w końcu zmierza mój blog?
My simple kitchen - to w tłumaczeniu "Moja prosta kuchnia". I taka jest także idea tego bloga. Dania proste, codzienne, nie wymagające zbyt wielkiego zachodu czy umiejętności kulinarnych. Bo każdy z nas nie został od razu mistrzem noża i widelca i zaczynał od samego zera. Ja również. Bo każdy lubi powracać do smaków z dzieciństwa i nie ma chyba osoby, której nie smakowałyby babcine pierogi czy zwykły ucierany placek z owocami. I nawet jeśli od czasu do czasu zdarzy mi się opublikować wpis na bardziej pracochłonny wypiek ( bo zazwyczaj ciasta wpinają się w tę kategorię), to zapewniam, że ich wykonanie nie jest kosmicznie trudne i nie trzeba wynająć armii krasnoludków. Do tego zawsze porcja refleksji, niekoniecznie na tematy kulinarne. Ponieważ świat nie kręci się tylko wokół samego jedzenia :)


Po tak obszernym wywodzie pora w końcu przejść do sedna. Powyższe ciasto wiśniowe to jedno z moich ulubionych, dlatego było jednym z paru wypieków na moim urodzinowym stole. Uwielbiam je zwłaszcza za wiśniową masę w środku. Przepis od dawna jest w mojej rodzinie i pochodzi od mojej babci. Nie jest za słodkie. Bardziej wręcz orzeźwiające. A przy tym wcale nie takie skomplikowane i nie-proste na jakie wygląda :)

Ciasto na dużą blachę

Składniki:

Biszkopt:
  • 6 jajek
  • 6 łyżek cukru
  • 6 łyżek mąki
  • 1 łyżka kakao*
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
Masa wiśniowa:
  • 2 małe słoiki wiśni z kompotu bez pestek
  • 3 budynie śmietankowe
  • 2 galaretki wiśniowe
  • 3 łyżki cukru
Pianka:
  • 2 śnieżki
  • 2 galaretki wiśniowe
  • 400 ml mleka
Biszkopt: Żółtka oddzielamy od białek. Białka ubijamy na sztywno. Powoli wsypujemy cukier i ubijamy aż białko będzie lśniące. Następnie dodajemy żółtka. Cały czas mieszając wsypujemy powoli mąkę wymieszaną z kakao i proszkiem do pieczenia. Dokładnie mieszamy. Ciasto przelewamy do wysmarowanej tłuszczem i wyłożonej papierem do pieczenia blachy i pieczemy 25 minut w temperaturze 180 stopni. Gdy ciasto będzie jeszcze ciepłe wyjmujemy z formy i zrywamy papier.

*kakao można pominą i upiec jasny biszkopt

Masa wiśniowa: Wiśnie wraz z sokiem przekładamy do garnka i dolewany troszkę wody. Stawiamy na ogniu. W pół szklance wody rozprowadzamy budynie i 3 łyżki cukru i wlewamy je do wiśni, gdy te zaczną wrzeć. Gotujemy budyń. Zdejmujemy z ognia i do gorącej masy (ale nie wrzącej ! ) wsypujemy 2 galaretki i całość energicznie mieszamy aż wszystko dokładnie się ze sobą połączy. Masę odstawiamy w chłodne miejsce. Gdy znacznie stężeje, ale nadal będzie lejąca rozprowadzamy ją na cieście i odstawiamy do całkowitego stężenia.

Pianka: galaretki przygotowujemy według przepisu na opakowaniu (ja dodaję dodatkowo jeszcze 2 łyżeczki żelatyny). Śnieżkę ubijamy z mlekiem. Wlewamy tężejącą galaretkę. Wszystko dokładnie mieszamy i wykładamy na masę wiśniową. Odstawiamy do zastygnięcia.


W ramach nawiązanej ostatnio współpracy ze sklepem 1000 smaków świata dzisiaj prezentuję kolejną testowaną przeze mnie kawę - tym razem o smaku Delicji Szampańskich z nutą truskawki.
Brzmi kusząco? :)Po otwarciu opakowania uderza nas aromat znanych każdemu ciastek Delicji. Tenże zapach unosi się również po zmieleniu kawy. Sam napar ma piękną, ciemnorubinową barwę i rewelacyjnie wyczuwalną nutę ciasteczek truskawkowych. Po prostu poezja:) Rozpocząć dzień od takiej filiżanki kawy to czysta przyjemność:) Póki co - nasz faworyt :)


Wybaczcie, ale muszę się pochwalić, jaką miłą niespodziankę urodzinową dostałam od mojego M... :) (jeszcze raz Ci dziękuję :*).


Moja pierwsza współpraca :) Ćwierćwiecze za mną.... i parę słów o mnie :)

25.2.13

Moja pierwsza współpraca :) Ćwierćwiecze za mną.... i parę słów o mnie :)



Jak już nie raz wspominałam, jestem uzależniona od kawy. Jestem w stanie zrezygnować ze słodyczy – ale kawa musi być. Dlatego niezmiernie się ucieszyłam, gdy udało mi się nawiązać współpracę ze sklepem 1000 smaków świata, w ramach której zostałam poproszona o przetestowanie kilu rodzai kaw. W paczce, którą otrzymałam od firmy, znajdowało się paczuszki z pięcioma rodzajami kaw:

 - Kawa Arabika "Indyjska Pasja"
 - Kawa Arabika "Delicje Szampańskie"
 - Kawa Arabika "Indie Plantation - AA"
 - Kawa Arabika "Etiopia Sidamo"
 - Kawa Rozpuszczalna Arachidowa

Sklep ma niezwykle bogaty asortyment kaw, w tym wiele o wyszukanych kombinacjach smakowych (czyż kawa o smaku rafaello nie brzmi intrygująco?:) Znajdziecie tutaj także szeroki wachlarz herbat i przypraw. Gorąco polecam ten sklep wszystkim kawoszom jak i tym , którym zwykła kawa się znudziła i poszukują innych, ciekawych doznań snakowych.
W kolejnych postach będę także recenzować poszczególne nadesłane mi kawy. 


Na pierwszy ogień poszła kawa o intrygującej nazwie „Indyjska Pasja”. Jak czytamy na stronie internetowej sklpeu, jest to kawa aromatyzowana "z nutą połączenia niezwykłych smaków indyjskich przypraw korzennych z dodatkiem bakali" (więcej informacji tutaj – klik). Jako, że za oknem intensywnie sypał śnieg i panowała typowo zimowa aura, stwierdziliśmy z M, że właśnie ten rodzaj będzie odpowiedni do rozpoczęcia naszej przygody z testowaniem kaw. 


Jakie są nasze wrażenia? Po otwarciu opakowania uderzył mnie cudowny aromat korzennego ciasteczka… :)  Natomiast po zmieleniu kawy w młynku cała kuchnia pachniała niczym świąteczne, korzenne wypieki. Smak kawy również nas bardzo pozytywnie zaskoczył. Typowo korzenny, ale nie piernikowy aromat. Kawa ma wyjątkowo wyrazistą i zarazem subtelną nutę korzenną. Delikatnie uwalnia swoją słodycz. Wszystkie nuty smakowe są idelanie zbilansowane i doskonale współgrają ze sobą. Mnie i M bardzo ta kombinacja odpowiada.


Moja radość  była o tyle większa, że paczkę otrzymałam wprost przed moimi urodzinami, także przy okazji dostałam bardzo miły prezent urodzinowy :)
No tak, dziś stuknęło mi już na liczniku okrągłe 25 lat, lub – jak to zwykłam ostatnio mowić – ćwierćwiecze :) I na przekór tym, którzy dokuczają mi dziś, że jestem już „stara krowa”, oświadczam, że ja przecież nadal mam 18 lat :) +VAT :) Z tą tylko różnicą, że ten Vat zwiększa się z roku na rok, ale ciiiiiii;)

Z tej okazji krótkie notka podsumowująca 25 lecie mojego istnienia :) Z czego jestem najbardziej zadowolona?
 - ze swojej samodzielności. Wszystko co osiągnęłam w swoim życiu, dokonałam o własnych siłach, nie raz metodą prób i błędów. Także pieczenia i gotowania uczyłam się sama.
 - z ukończenia studiów magisterskich. Szczęśliwy dzień mojej obrony zapamiętam do końca życia (piątek 13 – tego :))
- ze swojej artystycznej duszy. Cóż, lubię na świat patrzeć tym „drugim” okiem. Powiedzmy, że sama także tworzę – lubię od czasu do czasu porysować.
 - ze swojego uporu, który nie raz prowadzi mnie do osiągania życiowych celów gdy reszta już we mnie zwątpiła
 - z założenia tego bloga :)

Życzę Wam wszystkim miłego dnia, a ja idę sobie po kolejną kawkę hihi :)
Deser budyniowy z sosem truskawkowym

20.2.13

Deser budyniowy z sosem truskawkowym


No i stało się. Moja pierwsza katastrofa kulinarna. No może nie dosłowna katastrofa a wypadek przy pracy, a dokładnie przy przenoszeniu ciasta.
Z okazji Walentynek miałam zamiar zrobić mojemu M torcik czekoladowy. Upiekłam sobie ciasto i przygotowałam do przełożenia kremem. Chciałam je tylko przenieść w nieco chłodniejsze miejsce... Wystarczyło jedno potknięcie by talerz z ciastem wylądował na ziemi a zgrabne blaty tortu zamieniły się w stos okruchów... I cóż poradzić? Zostałam zmuszona zamienić mój planowany torcik na inny i w ekspresowym tempie ów następny właśnie wykonać. Ale co począć z niefortunnym ciastem? Przecież wypiek należał do jak najbardziej udanych, szkoda aby się zmarnował.
W ten oto sposób zrodził się pomysł na ten deser. Ciasto przełożone budyniem i podane z gorącym sosem truskawkowym. W zasadzie możecie użyć do tego herbatników, biszkoptów czy właśnie resztek ciasta. Czasami z niczego można wyczarować "coś" :)
Podobny deser z budyniem w roli głównej przedstawiałam już kiedyś na blogu - chętnych odsyłam tutaj (klik)

Ciasto czekoladowe wykonałam z tego przepisu (klik)


Porcja dla 4 osób

Składniki:
  • ciasto czekoladowe, pokruszone (lub herbatniki, biszkopty itp.)
  • 2 budynie waniliowe
  • 1 litr mleka
  • 4 łyżki cukru
  • 350 g truskawek (użyłam mrożonych)
  • cukier do smaku
Z mleka, 2 budyni i 4 łyżek cukru ugotować budyń. Warstwę ciasta ułożyć na dnie foremki lub blaszki zalać 1/2 budyniu. Na to znowu ułożyć ciasto i zalać resztą budyniu. Na wierzch pokruszyć resztę ciasta. Całość odłożyć w chłodne miejsce.
Truskawki rozmrozić i zmiksować na puree. Posłodzić wedle uznania. Całość zagotować.
Gotowy deser polać gorącym sosem truskawkowym.


Zimowa surówka z selerem na słodko. I bajka o miłości.

18.2.13

Zimowa surówka z selerem na słodko. I bajka o miłości.


Dzisiaj przedstawiam Wam kolejną surówkę z selerem w roli głównej. Akurat tak się składa, że ostatnio bardzo polubiłam to warzywo i kombinuję z nim dużo surówek, zmieniając mu tylko towarzystwo.

Zanim jednak podam przepis na surówkę zachęcam Was do przeczytania poniższej notki.
Porządkując pliki na komputerze natrafiłam tę oto bajkę o miłości. Znalazłam ją kiedyś w internecie, zapisałam i... zapomniałam o niej pośród setek innych dokumentów. Aż do dzisiaj. Bajką jest jednak tylko z pozoru. Moim zdaniem, zawarte są w niej prawdy niezmienne i zawsze aktualne. A puentę uznaję za jak najbardziej prawdziwą...

Dawno, dawno temu, na oceanie istniała wyspa, którą zamieszkiwały emocje, uczucia oraz ludzkie cechy - takie jak: dobry humor, smutek, mądrość, duma; a wszystkich razem łączyła miłość.
Pewnego dnia mieszkańcy wyspy dowiedzieli się, że niedługo wyspa zatonie. Przygotowali swoje statki do wypłynięcia w morze, aby na zawsze opuścić wyspę. Tylko miłość postanowiła poczekać do ostatniej chwili.
Gdy pozostał jedynie maleńki skrawek lądu, miłość poprosiła o pomoc.
Pierwsze podpłynęło bogactwo na swoim luksusowym jachcie. Miłość zapytała:
- Bogactwo, czy możesz mnie uratować?
- Niestety nie. Pokład mam pełen złota, srebra i innych kosztowności. Nie ma tam już miejsca dla ciebie - odpowiedziało Bogactwo.
Druga podpłynęła Duma swoim ogromnym czteromasztowcem.
- Dumo, zabierz mnie ze sobą! - poprosiła Miłość.
- Niestety nie mogę cię wziąć! Na moim statku wszystko jest uporządkowane, a ty mogłabyś mi to popsuć... - odpowiedziała Duma i z dumą podniosła piękne żagle.
Na zbutwiałej łódce podpłynął Smutek.
- Smutku, zabierz mnie ze sobą! - poprosiła Miłość.
- Och, Miłość, ja jestem tak strasznie smutny, że chcę pozostać sam - odrzekł Smutek i smutnie powiosłował w dal.
Dobry humor przepłynął obok Miłości nie zauważając jej, bo był tak rozbawiony, że nie usłyszał nawet wołania o pomoc.
Wydawało się, że Miłość zginie na zawsze w głębiach oceanu...
Nagle Miłość usłyszała:
- Chodź! Zabiorę cię ze sobą! - powiedział nieznajomy starzec.
Miłość była tak szczęśliwa i wdzięczna za uratowanie życia, że zapomniała zapytać kim jest jej wybawca.
Miłość bardzo chciała się dowiedzieć kim jest ten tajemniczy starzec. Zwróciła się o poradę do Wiedzy.
- Powiedz mi proszę, kto mnie uratował?
- To był Czas - odpowiedziała Wiedza.
- Czas? - zdziwiła się Miłość. - Dlaczego Czas mi pomógł?
- Tylko Czas rozumie, jak ważnym uczuciem w życiu każdego człowieka jest Miłość - odrzekła Wiedza.




Porcja dla 2 osób

Składniki:
  • 2 duże marchewki
  • kawałek selera
  • 1 pomarańcza
  • garść orzechów
  • garść migdałów
  • 2 łyżki jogurtu naturalnego
  • 1 łyżeczka miodu
  • ewentualnie cynamon
Marchewkę i seler obieramy i ścieramy na tarce o drobnych lub większych oczkach. Pomarańczę kroimy na cząstki. Orzechy i migdały siekamy. Wszystko razem mieszamy i dodajemy jogurt naturalny, miód oraz ewentualnie cynamon. Odstawiamy na chwilę do "przegryzienia".


(Po) walentynkowy deser z sercem :)

16.2.13

(Po) walentynkowy deser z sercem :)


Jestem. Wybaczcie moją chwilową nieobecność. Nie zasypało mnie, nie porwało mnie ufo i nie zaginęłam w akcji :) Po prostu mój komputer postanowił sobie zrobić małe wakacje i odmawial mi nawet wejśćia na własnego bloga:P Cóż, złośliwość rzeczy martwych. Ale nie dałam mu się za długo polenić. Zrobiłam mu małą rewolucję i teraz śmiga bez zarzutu:) A ja w końcu odzyskałam kontakt z blogosferą :)

Ten wpis miał się oczywiście pojawić przed walentynkami, ale jak już powyżej wspomniałam - z powodów technicznych nie udało mi się go opublikować. Jednak nadal nie zmieniam zdania co do tego, że Walentynki można mieć każdego dnia i absolutnie nie widzę żadnego problemu by takie deserki przygotowywać sobie i bez okazji:)


Deser jest wręcz banalny w wykonaniu :) A przy tym efektowny oraz lekki. I tak słodko, moim zdaniem,  wygląda:). Zostawiam Was zatem z przepisem na tę słodkość i wybieram się w zaległą podróż po Waszych blogach :D Miłej soboty kochani :)


Składniki na 5-6 porcji:
  • 2 galaretki czerwone
  • 1 śnieżka
  • 200 ml mleka
  • 1 łyżeczka żelatyny
1 galaretkę przygotowujemy według przepisu na opakowaniu dodając do niej uprzednio 1 łyżeczkę żelatyny ( żelatyna w tym przypadku ma pomóc zachować galaretce bardziej zwartą konsystencję, wówczas wykrawanie serduszek będzie łatwiejsze). Wylewamy na płaską powierzchnię, np. blaszkę i pozostawiamy do całkowitego zakrzepnięcia. Następnie za pomocą foremki w kształcie serca wykrawamy w galaretce serduszka i wkładamy do pucharków tak, aby przylegały do ich ścianek.
Drugą galaretkę również przygotowujemy według przepisu na opakowaniu.
Śnieżkę ubijamy z mlekiem. Dodajemy krzepnącą galaretkę i miksujemy na jednolitą masę. Przelewamy do pucharków z serduszkami i odstawiamy na jakiś czas w chłodne miejsce. Dowolnie dekorujemy.


Powoli zbliżam się również do niebezpiecznej daty osiągnięcia ćwierćwiecza w swoim życiu :D I w związku z tym już zaczynam planować sobie wypieki na tę okazję. Nie potrafię tylko zdecydować się na tort. Może Wy mi podsuniecie jakiś pomysł? :)


A to już mała niespodzianka :) Serduszko po herbatce, które powstało samoistnie, bez żadnej manipulacji z czyjejś strony:) To się nazywa romantyczny klimat hehe:)
Najprostsze domowe czekoladki z orzechami i migdałami

7.2.13

Najprostsze domowe czekoladki z orzechami i migdałami


Wprawdzie dzisiaj Tłusty Czwartek i aby tradycji stało się zadość powinnam opublikować jakiś przepis u na pączki, faworki czy oponki. Niestety, od lat nie praktykuję tych wypieków. Może kiedyś znów do nich wrócę? Za to bliżej mi do klimatów walentynkowych:) Zatem Was zapraszam dzisiaj na czekoladki a ja z M idę wcinać pączki^^

To moje pierwsze czekoladki. Niezbyt estetyczne. Bez lśniącej faktury. Ale za to wykonane z sercem dla czyjegoś serca. W pierwotnym zamyśle miały to być czekoladki z nadzieniem, ale ze względu na mojego M zrobiłam takie. Tak się składa, że ja uwielbiam takie nadziewane cudeńka a on delikatnie mówiąc, nie przepada za nimi. Za to jeśli podstawić mu pod nos czekoladę z orzechami to rozpracuje ją w kilka minut, niczym odkurzacz. Stąd mój wybór padł by nadziać słodkości orzechami i migdałami. W końcu czegóż to się nie robi, aby komuś dogodzić....:)



Składniki na jedną foremkę silikonową: 
  • tabliczka mlecznej czekolady
  • tabliczka białej czekolady
  • garść siekanych orzechów
  • garść siekanych migdałów
Obie czekolady rozpuścić w kąpieli wodnej. Do ciemnej dodać orzechy a do jasnej migdały, wymieszać. Foremki napełnić czekoladą w jednym kolorze do połowy i pozostawić do wystygnięcia. Następnie uzupełnić czekoladki do pełna drugą czekoladą i również odstawić do wystygnięcia. Gotowe czekoladki wyjąć z foremek.


Czekoladki dodaję do akcji:
Karpatki

5.2.13

Karpatki


Czasami mam ochotę kogoś "zabić" :P (Tak M, to do Ciebie, wiem że to czytasz:P)
Amen.

Od kilku dni mam problemy z internetem co mi bardzo utrudnia funkcjonowanie w blogosferze. Mam nadzieję, że są one tylko chwilowe bo na dłuższą metę przyprawią mnie one (w najlepszym wypadku) o utratę cierpliwości.

Jak pewnie zauważyliście na blogu dominującą część stanowią potrawy słodkie i ciasta. Jest to spowodowane tym, że przyrządzaniem deserów w moim domu zajmuje się głównie moja osoba. Jak wyfrunę z gniazdka wówczas będę mogła nieco bardziej poszaleć z nie-słodkimi daniami :)

Karpatkę zna chyba każdy. I pewnie wielu z Was ma swój niezawodny przepis na ten wypiek. Ja dzisiaj prezentuję swoją wersję. Krem wzbogaciłam o cytrynę, aby nabrał bardziej zdecydowanego charakteru i nie był za mdły.


Porcja na dużą blachę

Składniki:

Ciasto:*
  • 13 dag masła
  • 1/4 litra wody
  • szczypta soli
  • 15 dag mąki
  • 4 jajka
Wodę, szczyptę soli i masło zagotowujemy. Wsypujemy mąkę i energicznie mieszamy aż wszystkie grudki znikną a ciasto nabierze lśniącego koloru i zacznie odchodzić od ścian naczynia. Zdejmujemy z ognia. Nadal mieszając dodajemy po jednym jajku i wszystko miksujemy dopóki wszystkie składniki dokładnie się nie połączą. Ciasto powinno wówczas nabrać kremowej konsystencji i przybrać nieco jaśniejszą barwę. Ciasto rozsmarowujemy na wysmarowanej tłuszczem blaszce. Pieczemy około 20 - 30 minut w temperaturze 220 stopni aż ciasto się zezłoci.

W ten sam sposób przygotowujemy drugi placek.

* Podana porcja jest na jeden blat ciasta. Pieczemy dwa takie same placki - w tym celu podwajamy ilość podanych składników.

Krem:
  • 2 budynie waniliowe
  • 3/4 litra mleka
  • 5 łyżek cukru
  • 1 łyżka cukru pudru
  • kostka masła lub margaryny
  • skórka otarta z małej cytryny
  • sok wyciśnięty z połowy małej cytryny
Zagotowujemy 1/2 litra mleka. W pozostałej 1/4 litra rozrabiamy budynie z 5 łyżkami cukru. Wlewamy je do gotującego się mleka i gotujemy gęsty budyń. Odstawiamy. Masło lub margarynę ubijamy na puch. Dodajemy cukier puder. Następnie partiami dodajemy zimny budyń i wsypujemy skórkę z cytryny oraz wlewamy sok z cytryny. Całość mieszamy aż wszystko dokładnie się połączy.
Gotowym kremem przekładamy wcześniej upieczone placki. Przed podaniem posypujemy obficie cukrem pudrem.


Schabowy w orzechowo - owsianej panierce i surówką z kiszonej kapusty

1.2.13

Schabowy w orzechowo - owsianej panierce i surówką z kiszonej kapusty


Wdech. Wydech. Też to czujecie? Tę wiosenną aurę wraz (o dziwo) z początkiem lutego. Cudowne uczucie gdy ciepły wiatr rozwiewa włosy na spacerze. Gdy poranki nie są już tak senne i ponure a pierwsze poranne promienie słońca wprawiają w zachwyt. Nawet, jeśli to tylko chwilowa zmiana pogody, to zmienia ona moje nastawienie do świata całkowicie. Jest dobrze.

"I used to be my own protection
But not now
'Cause my path has lost direction
Somehow..."

Linkin Park, Valentine's Day

Do niedawna.
Teraz.
Przebudzenie.


Dzisiejszy wpis nie jest może zbyt oryginalny. Schabowego każdy zna a i przyrządzenie surówki to też nie wielka sztuka. Jeśli jednak znudziły Wam się tradycyjne schabowe, można je sobie bardzo szybko urozmaicić, dodając kilka składników do panierki. Nie podaję dokładnej ilości składników gdyż można je dostosować w zależności do własnych potrzeb :)

Schabowe: przyrządzamy je jak zwykle, tj. rozbijamy, solimy i pieprzymy z obu stron a następnie panierujemy kolejno w mące i rozbełtanym jajku. Na końcu obtaczamy w bułce tartej wymieszanej w płatkami owsianymi i siekanymi orzechami (3/4 panierki mają stanowić orzechy i płatki). Smażymy jak zwykle.

Surówka w kapusty kiszonej:
  • kiszona kapusta
  • marchewka
  • czerwona cebula
  • por
  • jabłko
  • sól, pieprz, cukier
  • odrobina oliwy
Marchewkę i jabłko zetrzeć na tarce, cebulę pokroić w drobną kostkę, pora w cienkie piórka. Wymieszać z kiszoną kapustą i doprawić do smaku. Odstawić na chwilę do przegryzienia.


Copyright © My simple kitchen