Sałatka ryżowa z brokułem i parówkami

30.9.13

Sałatka ryżowa z brokułem i parówkami



Wiatr.
Herbata.
Chusta czerwona.

Ostatnio często dumam nad swoim blogiem. Mianowicie, czy aby nie potrzeba mu kilku zmian. Może Wy wyrazicie swoją opinię na ten temat? Czy jest coś, co Wam nie odpowiada np. w szacie graficznej lub sposobie jego prowadzenia? Czego Wam brakuje? Jakich przepisów jest Waszym zdaniem za mało?
Śmiało możecie wyrazić swoją opinię :)


Sałatka nie jest może zbyt wymyślna, lecz bardzo smaczna (jak na sałatkę przygotowaną z resztek zalegających w lodówce:)). A przy tym cieszy oko bo nie brakuje jej koloru :) Jeśli wolicie wersję bez parówek to śmiało możecie z nich zrezygnować :) Lub zgarnąć z lodówki inne mięsko pozostałe po obiedzie;)

Porcja dla 2 osób

Składniki:
  • pół torebki ugotowanego ryżu
  • pół brokuła
  • 2 jajka
  • pół papryki
  • 1 łyżka majonezu
  • sól, pieprz
  • sok z cytryny
  • 2 parówki
  • pestki dyni
Brokuła dzielimy na różyczki i gotujemy al dente (aby był lekko chrupiący a nie "rozciapkany") i kroimy na mniejsze kawałki . Jajka gotujemy na twardo. Paprykę kroimy w kosteczkę a parówki w plasterki. Wszystkie składniki mieszamy ze sobą. Dodajemy majonez i przyprawiamy solą, pieprzem i sokiem z cytryny do smaku. Wierzch sałatki posypujemy pestkami dyni.


Szybki jabłecznik

28.9.13

Szybki jabłecznik



Mam ochotę...
Na ciszę.
Na tabliczkę ulubionej czekolady.
Na kubek kawy z nim.
I wtulenie się w niego...

Dzisiaj planowałam nieco inny wpis. Miało być w końcu nie-słodko. Ale tak się jakoś składa, że nie istnieje dla mnie weekend bez czegoś słodkiego. Nawet najbardziej banalnego. A że i mój nastrój nieco melancholijny postawiłam na ciasto. Takie o, proste, z jabłuszkami. Idealne towarzystwo dla kubka herbaty i tej starej ławeczki w ogrodzie, skąpanej w jesiennych promieniach słońca. Na której wygrzewa się moja czarna, kocia kula. I czeka, aż podzielę się z nim chociaż kawałeczkiem. Gdzie już opadły pierwsze liście z drzew ale trawa pod stopami nadal ma soczyście zieloną barwę. Tam, gdzie jest moje miejsce... Gdzie moja dusza nabiera pozytywnych wibracji...


Ciasto na małą blachę:

Składniki:
  • 1/2 kostki margaryny
  • 30 dag mąki
  • 15 dag cukru
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 3 łyżki mleka
  • 1 cukier waniliowy
  • 2 jajka
  • 1,5 kg jabłek
  • 1 łyżeczka cynamonu
  • cukier (ilość wg uznania)
  • 1 łyżeczka soku z cytryny
  • orzechy, rodzynki (niekoniecznie)
Masło ucieramy z cukrem i cukrem waniliowym na puszystą masę. Dodajemy po jednym jajku. Następnie wysypujemy mąkę z proszkiem do pieczenia i dolewamy mleko. Całość dokładnie mieszamy. Ciasto przekładamy na wysmarowaną tłuszczem blachę.
Jabłka obieramy, wydrążamy gniazda nasienne i ścieramy na tarce o dużych oczkach. Dodajemy cukier, cynamon oraz sok z cytryny. Na końcu wsypujemy bakalie. Tak przygotowane jabłka wykładamy na ciasto. Blaszkę wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i pieczemy 45 - 55 minut.


Ciasto dodaję do akcji:

Grzanki z gruszką na słodko

26.9.13

Grzanki z gruszką na słodko


Pada deszcz.
Świeżo zaparzona herbata stoi obok komputera.
Nie tak wyobrażałam sobie początek mojej ulubionej jesieni.
Pozostaje mi tylko cierpliwie czekać na te wszystkie odcienie złota skąpane w słońcu...

P.S. Wybaczcie mi, jeśli ostatnio trochę rzadziej do Was zaglądam. Staram się jak mogę być aktywną w blogosferze ale koniec końców, nie zawsze wszystko zależy ode mnie...


W ostatnim poście, w którym opublikowałam przepis na przepyszny krem toffi obiecałam, że pokażę również, do czego go wykorzystałam :) Na pierwszy ogień znalazł zastosowanie w moim śniadaniu. Zazwyczaj nie raczę się takimi pysznościami z rana ale tego dnia zamarzyło mi się wyjątkowe śniadanie:) I takie ono było - chrupiąca grzanka, kremowy serek, soczysta gruszka i krem toffi. Pychota:) Niektórym z Was to połączenie może wydawać się nieco dziwaczne, lecz mi zasmakowało na tyle, że jeszcze na pewno nie raz powtórzę to śniadanie w sezonie gruszkowym :)

Składniki:
  • chleb (moim zdanie, pasuje każdy - czy to ciemny czy najzwyklejszy pszenny)
  • serek o naturalnym smaku
  • gruszka
  • krem toffi (klik)
Z chleba przyrządzamy grzanki. Następnie smarujemy je serkiem i obkładamy plasterkami gruszek. Na koniec całość polewamy kremem toffi (uprzednio trochę podgrzanym). I zjadamy ze smakiem ;)



Grzanki dodaję do akcji:

Domowy krem toffi

22.9.13

Domowy krem toffi


Kawa za kawą.
Chmura za chmurą.
Piosenka za piosenką.

Nie ogarniam czasami chaosu w mojej głowie. Za dużo myśli, planów i pomysłów. Czuję pasję tworzenia. Lecz gdzieś w środku jeszcze czekają drzwi, które wymagają otwarcia...
Mam ochotę napisać, powiedzieć tyle słów ale one wszystkie rozsypują się jak puzzle, które trzeba najpierw poskładać. Inwencja twórcza ruszyła do boju... Aż się sama boję, co z tego wyniknie... :)


Krem toffi. Lub jak kto woli - karmelowy. Obłędnie pyszny. przydatny do wszystkiego - do owsianki, naleśników, ciastek czy - jak w moim przypadku - do wyjadania go łyżeczką prosto ze słoika. 
Już druga porcja właśnie się skończyła... Trzeba pisać coś więcej? :)
A do czego go jeszcze wykorzystałam? O tym już niebawem :)

Skorzystałam z tego (klik) przepisu ale wprowadziłam drobne zmiany :)

Składniki:
  • 300 g cukru
  • 200 ml śmietany kremówki
  • 3-4 dag masła
Cukier wsypujemy do rondla z grubym dnem i rozpuszczamy na małym ogniu, uważając, aby powstały w ten sposób karmel się nie przypalił. Gdy cukier całkowicie się rozpuści i nabierze bursztynowej barwy wlewamy śmietanę. Masa zacznie syczeć i zamieni się w "kamień". Należy wówczas cały czas mieszać, aż wszystko się ze sobą połączy na jednolitą masę. Chwilę to potrwa, przy okazji krem nieco zgęstnieje. Na końcu dodajemy masło i jeszcze chwilę mieszamy. Tak powstały krem przechowujemy do tygodnia w lodówce. Choć mogę się założyć, że pewnie tyle nie dotrwa...;)

P.S. Po podgrzaniu krem nabiera rzadszej konsystencji, więc może posłużyć także jako sos, np do lodów czy bitej śmietany :)


Dzisiaj na spokojnie...:)


Klasyczna szarlotka. Najlepsza.

19.9.13

Klasyczna szarlotka. Najlepsza.


 

"O szczęściu mówiłem. Że szczęścia trzeba szukać w sobie, a nie naokoło. Że nikt człowiekowi go nie da, jak sam sobie go nie da. Że szczęście jest nieraz bliziutko, może w tej ubogiej izbie, gdzie się całe życie żyje, a ludzie Bóg wie gdzie go szukają. Że niektórzy w sławie i bogactwie go szukają, ale na sławę i bogactwo nie każdego stać, a szczęście jest jak woda i każdemu chce się pić. Że nieraz jest go więcej w jednym dobrym słowie niż w całym długim życiu." 

Wiesław Myśliwski, Kamień na kamieniu.

Znowu inne spojrzenie na szczęście. Lubuję się w poszukiwaniu takich perełek i weryfikowaniu ich z własnym życiem i poglądami. Bo w każdym z nich jest chociaż odrobina prawdy. A szczęście to akurat coś, za czym człowiek nieustannie goni a właściwie nie wiem nawet jak wygląda i gdzie go szukać. Szczęście to dla każdego z nas coś innego. Coś osobistego. Tyle definicji szczęścia, ile ludzi.


Dawno nie jadłam tak pysznej szarlotki, a trochę ich już w swoim życiu upiekłam:) Wyprzedziła nawet moją bezkonkurencyjną jak dotąd Szarlotkę germańską :D Mówię Wam, przysłowiowe niebo w gębie! Upieczcie ją koniecznie - nie pożałujecie:) Jak dla mnie najlepsza szarlotka jaką jadłam do tej pory :)
Długo szukałam ciasta, które by mi odpowiadało. Zdecydowałam się skorzystać z przepisy znalezionego w internecie (poniżej źródło). Dokonałam jednak kilku drobnych zmian - dodałam trochę smalcu i część jajek zastąpiłam samymi żółtkami, dzięki czemu ciasto stało się bardziej kruche i delikatniejsze w smaku :)

 
Skorzystałam z tego przepisu (klik), lecz wprowadziłam kilka zmian.

Ciasto na małą blaszkę (u mnie kwadratowa).

Składniki:

Ciasto:
  • 3 szklanki mąki
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1 cukier waniliowy
  • 1 szklanka cukru
  • 200 g masła
  • 50 g smalcu
  • 2 jajka
  • 2 żółtka
Nadzienie:
  • 1,5 kg jabłek
  • 6 łyżek cukru
  • 1 cukier waniliowy
  • 1 łyżeczka cynamonu
  • 1 łyżeczka soku z cytryny
Dodatkowo:
  • 2 łyżki bułki tartej
  • cukier puder
Z podanych składników szybko zagnieść kruche ciasto i wstawić na godzinę do lodówki.
W międzyczasie przygotować nadzienie. Jabłka obrać, wydrążyć gniazda nasienne i pokroić w małą kostkę. Włożyć do garnka, wsypać oba cukry i smażyć aż jabłka będą miękkie, ale nie będą się rozpadać. Na końcu wsypać cynamon. Zdjąć z ognia. Jeśli nagromadziło się dużo płynu należy go odlać lub odsączyć jabłka na sitku.
Ciasto dzielimy na dwie części. Pierwszą połowę rozwałkowujemy i wykładamy nią spód blaszki. Następnie posypujemy tartą bułką i wykładamy jabłka. Drugą część ciasta rozwałkowujemy na kwadrat/ prostokąt wielkości blaszki i za pomocą wałka przenosimy ciasto delikatnie na wierzch jabłek przykrywając je. Jeśli istnieje taka potrzeba wyrównujemy wierzch delikatnie za pomocą wałka. Nakłuwamy górną część widelcem. Gotowe ciasto wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i pieczemy około 50 -60 minut. Jeśli góra zbyt szybko się przypiecze, wykładamy na wierzch papier do pieczenia. Przed podaniem ciasto obficie posypujemy cukrem pudrem.


Nie wiem jak Wy, ale ja już powoli zaczynam myśleć o rozgrzewających napojach...;)

 

Ciasto dodaję do akcji:

Krem kalafiorowy

17.9.13

Krem kalafiorowy


 

Biegam.
Zaczyna padać.
Biegnę dalej.
Zaczyna padać mocniej.
Uśmiecham się.
Leje.
I właśnie im bardziej leje tym bardziej czuje się wolna. I szczęśliwa.
Nie przeszkadza mi nic.
Gdybym mogła, zaczęłabym tańczyć i skakać, w rytm piosenki.
Tej energicznej.
W mojej krwi płynie rock.


A tak nawiasem mówiąc, nowe buty do biegania, TE IDEALNE, potrafią zamienić bieg w fruwanie nad ziemią :D ;)


Pomimo, że szczęśliwa, to sucha raczej nie wróciłam :P Dlatego oprócz tradycyjnej herbaty na rozgrzewkę trzeba było naładować swoje akumulatory także czymś konkretnym.
A zupka - powiem nieskromnie - wyszła przepyszna. I gorąco ją polecam, nie tylko na rozgrzewkę :)

Przepis zaczerpnęłam z książki Elżbiety Adamskiej, "Kuchnia polska i światowa".

Na 4-6 porcji

Składniki:
  • 1 mały kalafior
  • 3-4 szklanki bulionu warzywnego (zależne od preferowanej gęstości zupy)
  • plaster selera
  • 1 średnia pietruszka
  • 3-4 łyżki śmietany
  • sok z cytryny
  • sól, pieprz, cukier, gałka muszkatałowa
  • 1 cebula
  • płatki migdałowe
Kalafiora ugotować do miękkości w bulionie warzywnym wraz z selerem pokrojonym w kostkę i pietruszką pokrojoną w plasterki. Cebulę obrać, pokroić drobno i podsmażyć na maśle na złoty kolor. Dodać do gotujących się warzyw. Zdjąć z ognia i zmiksować zupę za pomocą blendera aż nabierze kremowej konsystencji. Jeśli zupa będzie zbyt gęsta można dolać bulionu. Przyprawić solą, pieprzem, cukrem, sokiem z cytryny i gałką muszkatałową. Dodać śmietanę i dokładnie wymieszać. Płatki migdałowe zrumienić na patelni na złoty kolor i posypać nimi każdą porcję zupy przed podaniem.


P.S. Ja już żyję jesienią ^^ Co już widać na blogu hehe ;)
Ciasto z gruszkami i kremem czekoladowym

15.9.13

Ciasto z gruszkami i kremem czekoladowym



Mgła. Przepiękny i cudny welon otulający ziemię. Dzisiaj ujrzałam za oknem. Słońce nieśmiało przedzierało się przez jej smugi. To już znak, że jesień tuż tuż. Nie potrafię sobie odmówić tej przyjemności podpatrywania jej zza okna, nawet jeśli jest 7 rano i mam okazję dłużej poleżeć w ciepłym łóżku. A co mi tam, raz się żyje :) Trzeba odgrodzić czymś skołatane myśli. Gdzieś zacumować na chwilę i wyrzucić z siebie te złe emocje, które gromadzą się w człowieku.
Myślami jestem gdzieś daleko. W lesie. Na mojej trasie biegowej. Otoczona zielonym buszem. W żółtych kaloszach skaczę sobie po kałużach jak za czasów dzieciństwa. Z tą tylko różnicą, że teraz już nikt na mnie nie krzyczy gdy przychodzę cała upaćkana od błota...;)


W zasadzie to jest to ciasto ucierane a nie kruche. W oryginale polecam upiec ciasto w małej blaszce, wówczas wyjdzie wyższe i bardziej pulchne. Warstwa kremu będzie także bardziej okazała. Ja ciasto rozłożyłam na dużą blachę, przez co jest nieco niższe. Ale w smaku nic mu nie ujmuje. Gruszki zatopione w cieście z kawałkami czekolady, do tego krem czekoladowy i jeszcze czekolada z wierzchu. Słodka propozycja na pierwsze jesienne dni :) Zamiast gotowego kremu w proszku możecie zrobić krem budyniowy aczkolwiek ten w proszku sprawdza się tutaj doskonale :)

 
Ciasto na małą blaszkę (ja zrobiłam w dużej, dlatego wyszło niższe)

Składniki:
  • 250 g masła
  • 200 g cukru
  • 4 jajka
  • 4 łyżki mleka
  • 375 g mąki
  • 125 g mąki ziemniaczanej
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 cukier waniliowy
  • 1 tabliczka gorzkiej czekolady
  • 1 duży słoik gruszek z kompotu
  • 1 krem czekoladowy w proszku
  • 300 ml mleka
75 g czekolady siekamy na drobne kawałki, pozostałe 25 g odkładamy na później. Masło ucieramy z cukrem i cukrem waniliowym na puszystą masę. Dodajemy po jednym jajku. Następnie wsypujemy obie mąki oraz proszek do pieczenia. Wlewamy mleko. Całość dokładnie wyrabiamy na gęste ciasto. Na końcu dodajemy posiekaną czekoladę. Blaszkę do pieczenia smarujemy dokładnie masłem i rozprowadzamy w niej równomiernie ciasto. Na wierzch układamy odsączone z kompotu kawałki gruszek. Blaszkę wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na około 40-45 minut (sprawdzamy patyczkiem).

Krem przygotowujemy według przepisu na opakowaniu ( u mnie na 300 ml mleka). Gdy ciasto wystygnie rozłożyć na nim krem a następnie zetrzeć pozostałą czekoladę. Przechowywać w chłodnym miejscu.


A końcowe zdjęcie z małym wglądem za kulisy :D

Ciasto dodaję do akcji:

Akcja z gruszką w tle
Deser winogronowo-budyniowy

11.9.13

Deser winogronowo-budyniowy



"Można wiecznie marzyć o zmianie. Albo postawić sobie cel i wdrożyć go w życie".
:) :) :)

I znowu winogronowo u mnie na blogu :) Tym razem szybki deser, który zawojował moje kubki smakowe.Winogrona, zielona galaretka, do tego budyń i herbatniki. Rzecz banalna, ale pyyyyszna :) Ostatnio ciągle u mnie mnóstwo słodkich propozycji ale jak nie korzystać z tego, co akurat króluje w ogrodzie? Jabłka, śliwki czy właśnie winogrona. Zatem, jeszcze chwilę pozostanę w kręgu słodkości :)

4 porcje

Składniki:
  • 1 galaretka agrestowa
  • winogrona
  • 1 budyń waniliowy
  • 2 łyżki cukru
  • 500 ml mleka
  • 6 herbatników
Galaretkę rozpuszczamy w 400 ml wody. Gdy będzie już zimna rozlewamy do 4 kieliszków i wrzucamy winogrona. Odstawiamy całość do lodówki. W międzyczasie z mleka, cukru i proszku budyniowego gotujemy budyń. Gdy wystygnie, ale będzie jeszcze lekko ciepły rozkładamy go na galaretkę razem z pokruszonymi herbatnikami. Wstawiamy jeszcze raz do lodówki i... gotowe :)


Torcik winogronowy z masą serowo-budyniową

9.9.13

Torcik winogronowy z masą serowo-budyniową



Intensywnie czerwono-pomarańczowe niebo o wschodzie słońca.
Kawa wypita z tą drugą osobą.
Kilka małych drobiazgów do załatwienia.
Mówi się, że do szczęścia nie potrzeba wielu rzeczy.

"Said no more counting dollars
We'll be counting stars"

"Powiedziałem koniec z liczeniem pieniędzy
Będziemy liczyć gwiazdy"

Hie hie - no chciałabym, chciała...;) Zwlaszcza, że pod koniec lata nieba są wprost usłane gwiazdami ;)
Przyroda zachwyca. Nadal. I niezmiennie. Zawsze:)



Winogronowy torcik :) Jeśli się za niego zabierzecie, to polecam użyć wysokiej tortownicy, aby na wierzchu zmieściły się 2 galaretki (opcjonalnie zawsze zostaje możliwość przelania reszty do miski i po zakrzepnięciu wsunąć z bitą śmietaną;)). Jeszcze słówko na temat masy. Nie za bardzo wiedzialam, na co mam większą ochotę - na połączenie winogron z budyniem waniliowym czy ciasto a'la sernik na zimno. Więc zdecydowałam się połączyć oba skladniki i tak oto powstała - moim skromnym zdaniem - bardzo udana masa w smaku przypominająca sernik, ale nieco delikatniejsza i kremowa :) Już teraz wiem, że w przyszłości jeszcze niejednokrotnie ją wykorzystam :)


Tortownica o średnicy 26 cm

Składniki:

Biszkopt:
  • 4 jajka
  • 4 łyżki cukru
  • 4 łyżki mąki
  • 1,5 lyżeczki proszku do pieczenia
Masa:
  • 1 budyń waniliowy
  • 500 ml mleka
  • 2 łyżki cukru
  • 3 łyżki cukru pudru
  • 5 łyżeczek żelatyny
  • 500 g serka twarogowego dobrze zmielonego
Dodatkowo:
  • winogrona
  • 2 galaretki agrestowe 
Biszkopt: Żółtka oddzielamy od białek. Białka ubijamy na sztywno. Wsypujemy partiami cukier i ubijamy całość na gładką i lśniącą bezę. Następnie (również partiami) wsypujemy mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia i delikatnie mieszamy. Ciasto przelewamy do wysmarowanej tłuszczem i wyłożonej papierem tortownicy i pieczemy przez 20-25 minut w temperaturze 180 stopni. Gdy ciasto wystygnie wyjmujemy je z formy, zdzieramy papier, kładziemy na talerz i ponownie zakładamy tortownicę. 

Masa: Z 500 ml mleka, 2 łyżek cukru i 1 torebki proszku budyniowego gotujemy budyń. Odstawiamy aż do całkowitego wystygnięcia. Do miski wrzucamy serek i cukier puder. Mieszając partiami dodajemy zimny budyń. Żelatynę namaczamy w 3 łyżkach wody i odstawimy na chwilę aż napęcznieje. Wówczas podgrzewamy aż się rozpuści i wlewamy do masy serowo budyniowej. Masę dokładnie mieszamy i wylewamy na biszkopt (jeśli obawiacie się, że wokół ciasta powstanie nieestetyczna powłoka od blaszki, to polecam uprzednio obłożyć boki tortownicy folią aluminiową).Odstawiamy do lodówki na około 2 godziny, aż masa stężeje.

Wykończenie: Galaretki rozpuszczamy w 2,5 szklankach wody. Winogrona układamy na masie a gdy galaretka zacznie tężec zalewamy nią owoce. Ciasto wkładamy ponownie do lodówki aż galaretka całkowicie zakrzepnie.



I piosenka, którą nie sposób nie zanucić pod nosem gdy leci w radiu;)


Sok z czarnego bzu

5.9.13

Sok z czarnego bzu



Zbliża się powoli jesień a co za tym idzie i wzmożony okres na przeziębienia. Dlatego dzisiaj specyfik do domowej apteczki - sok z czarnego bzu. Zapewne wielu z Was (w tym także ja) pamięta ten sok przygotowywany przez babcię. Gdy tylko czuję, że łapie mnie jakaś infekcja, to zanim sięgnę po leki na przeziębienie "wspomagam" się właśnie tym sokiem, dolewając sobie kilka łyżeczek do herbatki. A oprócz właściwości leczniczych sok ma również fantastyczny smak :)
Przygotowanie takiego soku nie jest trudne, a warto mieć kilka słoików/ butelek na zimę w zapasie :)
O właściwościach owoców czarnego bzu możecie poczytać poniżej a dla osób spragnionych szerszej wiedzy zapraszam na koniec posta :)

Substancje zawarte w czarnym bzie i ich działanie

Czarny bez zawiera duże ilości polifenoli, z których do najbardziej znanych należą biologicznie czynne flawonoidy, które stabilizują ilość witaminy C, co wpływa na jej dobre wchłanianie przez ludzki organizm i tym samym utrudnia rozwój wirusów i bakterii.Czarny bez jest także doskonałym źródłem beta-karotenu (prowitaminy A), substancji pozytywnie oddziałującej na przemianę materii oraz wzmacniającej system odpornościowy. Jako silny antyoksydant, obniża aktywność wolnych rodników. Zapobiega też rozwojowi raka płuc, jelit, piersi i skóry, chroni skórę przed oparzeniami słonecznymi oraz opóźnia procesy starzenia.Poszczególne części drzewa czarnego bzu zawierają wiele ważnych dla naszego organizmu związków: witaminy z grupy B (tiaminę, ryboflawinę, niacynę, kwas pantotenowy, pyriodyksynę, kwas foliowy i biotynę), kwasy organiczne, cholinę, garbniki, olejki eteryczne, sole mineralne, antocyjany, cukry, pektyny, witaminy A, B1, B2, C, enzymy i biopierwiastki (jod). Wśród składników mineralnych występujących w owocach czarnego bzu na szczególną uwagę zasługuje potas. 100 gram owoców zawiera około 300 mg tego pierwiastka, natomiast 100 mililitrów soku – 168 mg. Oprócz potasu owoce czarnego bzu dostarczają organizmowi także sód, wapń, fosfor, magnez, chlor, niewielkie ilości żelaza, a także znaczne ilości selenu.

Szklanka soku z czarnego bzu zawierająca 75 mg witaminy C pokrywa dzienne zapotrzebowanie organizmu człowieka na tę witaminę.

Uwaga!
We wszystkich częściach świeżej rośliny występuje sambunigryna i sambucyna, które dla ludzi w większych ilościach są trujące. Jednakże wyższa temperatura (gotowanie czy smażenie bez przykrycia) usuwa ich własności trujące.




 Skorzystałam z tego przepisu (klik) dodając od siebie cytrynę, która doskonale wyostrza smak soku i sprawia, że nie jest on zbyt mdły.

Składniki:
  • 1 kg owoców czarnego bzu
  • 4 szklanki wody*
  • 4 szklanki cukru
  • 5 plasterków cytryny
* Można dolać 5 szklanek jeśli chcemy, aby sok był mniej słodki.

Owoce obieramy z gałązek (najlepiej za pomocą widelca "ściągać" je z baldachimów), myjemy i przekładamy do garnka. Dodajemy cukier, wodę i cytrynę. Całość gotujemy na małym ogniu przez godzinę. Następnie przecedzamy sok przez sito oddzielając owoce od płynu. Sok przelewamy do butelek/słoików, szczelnie zakręcamy i pasteryzujemy dowolną metodą przez 15 minut.

Źródło: http://www.chefpaul.net/czarny_bez.html

 A poniżej kilka ciekawostek na temat czarnego bzu :)

Od wieków czarny bez był wykorzystywany w celach leczniczych. W Europie czarny bez określano mianem „chłopskiej apteczki” lub „apteczki Pana Boga”. Napar z tej rośliny był traktowany jako cudowny lek na bardzo wiele chorób. Używano go jako środka napotnego, oczyszczającego krew, przeciwskurczowego i przeciwwzdęciowego. Ceniono także jego walory uspokajające, uśmierzające ból głowy, uszu i zębów. W średniowieczu na kwiatach czarnego bzu pędzono wódkę, która miała wspomagać leczenie guzów, obrzęków wewnętrznych, dolegliwości śledzony i wątroby, oraz przyspieszać procesy trawienne.
Także współcześnie zarówno owoce, jak i kwiaty czarnego bzu są wykorzystywane do leczenia przeziębień, gryp i angin. Działają napotnie, obniżają gorączkę i hamują rozwój infekcji kataralnych. Ponadto są stosowane jako środki moczopędne, łagodzące dolegliwości reumatyczne i napięcia nerwowe. Przetwory z owoców poprawiają i regulują przemianę materii.

Czarny bez jako roślina magiczna

W mitologii Słowian czarny bez był uznawany za święte drzewo duchów podziemia i przypisywano mu zdolność pośredniczenia pomiędzy światem żywych i zmarłych. Dla Celtów był krzewem świętym, oznaką nieskończoności życia. W kalendarzu druidów roślina ta była trzynastym i ostatnim drzewem roku. Kończyła rok, symbolizując śmierć i odrodzenie. Germanie otaczali czarny bez szczególną czcią i składali mu ofiary z chleba, mleka i piwa. Niemiecka nazwa tego krzewu „holunder”, nawiązuje do bogini Holdy, matki bogów, czczonej jako opiekunka ogniska domowego, patronka ludzi i roślin, która łączyła w sobie dobroć Matki Ziemi i promienność niebiańskiego światła. W XVII i XVIII-wiecznych przekazach można znaleźć informacje świadczące o zakazie ścinania i wyrywania krzewu czarnego bzu, wierzono bowiem, że w jego korzeniach żyje wąż, strażnik świata podziemnego. Wedle śląskiego zwyczaju przed odłamaniem gałązki należało złożyć dłonie, uklęknąć przed rośliną i poprosić ją o wybaczenie. Tylko wdowom i sierotom można było ścinać dziki bez. Bezpośredni kontakt z drzewem był konieczny przy wszelkich niedomaganiach, aby przelać na roślinę wszystkie tkwiące w człowieku choroby. Wierzono również, że czarny bez powieszony nad drzwiami i oknami strzeże przed złymi mocami, a hodowany w ogrodzie zabezpiecza obejście przed niebezpiecznymi czarami i uderzeniem pioruna. Rosnące w pobliżu domostwa krzewy zapewniały gospodarstwu pomyślność. Czarny bez był też wykorzystywany podczas ceremonii ślubnych jako amulet przynoszący szczęście młodej parze. Kobieta ciężarna całująca drzewo miała zapewnić dobre życie swojemu nienarodzonemu jeszcze dziecku. Czarodziejskie moce tkwiące w tej roślinie miały też strzec przed pokusą zdrady małżeńskiej. Słowianie z drzewa czarnego bzu wyrabiali wiele tradycyjnych instrumentów. 
Wierzono także we wróżebną moc krzewu czarnego bzu. Jego podwójne jesienne kwitnienie zwiastowało śmierć osoby młodej i lubianej, natomiast wiosenne uschnięcie – suszę i brak wody w studiach.
 *Zaznaczam, że informacje na temat czarnego bzu znalazłam na tej stronie (klik) i pozwoliłam sobie skopiować kilka rzeczy.

Ciasto ze śliwkami z bezą na serowym spodzie i... 1 urodziny bloga:):)

3.9.13

Ciasto ze śliwkami z bezą na serowym spodzie i... 1 urodziny bloga:):)


Tak, to właśnie dzisiaj mija równy rok odkąd założyłam bloga My simple kitchen :) Sama nie potrafię uwierzyć, że to już tyle czasu upłynęło :) Żałuję tylko jednego - że tak późno się za to zabrałam, gdyż pomysł na bloga kiełkował w mojej głowie już na bardzo dłuuuuugi czas zanim opublikowałam pierwszego posta :)
Dzisiejsza data to doskonała okazja na podziękowania :) Przede wszystkim, wieeeeelkie DZIĘKUJĘ dla WAS moi kochani czytelnicy!!! Jest mi zawsze niezmiernie miło gdy ktoś tu zagląda, komentuje czy korzysta z moich przepisów. Gdyby nie Wy, nie byłoby tego bloga :) Dzięki niemu nie tylko rozwijam swoją pasję, ale również poznaję fantastycznych ludzi :) Może mój blog nie należy do elity w blogosferze ale przez mój czas istnienia tutaj zdałam sobie sprawę, że to blog jest dla mnie, a nie ja dla bloga :)
Zatem, nie owijając w bawełnę, DZIĘKUJĘ, ŻE JESTEŚCIE :)


Z okazji tej pierwszej rocznicy bardzo chciałam Was uraczyć jakimś torcikiem. Niestety, czas mi na to nie pozwolił, zatem dzisiaj poczęstuję Was nieco skromniejszym, ale równie pysznym wypiekiem :) Sezon na śliwki w pełni więc zachęcam gorąco do pieczenia śliwkowych smakołyków :)

Ale to jeszcze nie koniec :) Za niedługo będę miała dla Was małą niespodziankę, więc śledźcie bloga uważnie ;)


Przepis na ciasto pochodzi czasposisma "Smacznego!", nr 9/2005.

Blaszka o wymiarach  26/41 cm

Składniki:
  • 1 kg śliwek węgierek
  • 1 jajko
  • 7-8 łyżek mleka
  • 7-8 łyżek oleju
  • 20-25 dag chudego twarogu (kostka)
  • 40 dag cukru (25 dag do ciasta, 15 dag do bezy)
  • szczypta soli
  • 1 torebka cukru waniliowego
  • 40 dag mąki
  • 2 kopiaste łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1-2 łyżki bułki tartej
  • 4 białka
  • 2 łyżeczki soku z cytryny
  • cukier puder
Śliwki umyć, wydrylować, pokroić na połówki lub ćwiartki.
Jajko zmiksować z twarogiem, mlekiem, cukrem i olejem. Dodać szczyptę soli i cukier waniliowy. Mąkę wymieszać z proszkiem do pieczenia i stopniowo dodawać do masy. Całość wyrobić na gładkie ciasto.
Blaszkę dobrze natłuścić. Wyłożyć do niej ciasto i równomiernie je rozwałkować. Posypać tartą bułką i wyłożyć na nie śliwki. Piec przez 30 minut w temperaturze 180 stopni.
Białka ubić na sztywną pianę. Nie przerywając ubijania stopniowo wsypywać pozostały cukier. Na końcu dodać sok z cytryny. Bezę rozsmarować na podpieczonym cieście i ponownie wstawić do piekarnika, tym razem na 15 minut, aż beza się zezłoci. Przed podaniem ciasto posypać cukrem pudrem.

 

Ciasto dodaję do akcji:

Muffinki cukiniowo - czekoladowe

2.9.13

Muffinki cukiniowo - czekoladowe


Po udanym weekendzie w fantastycznym towarzystwie pora wrócić do codzienności. To już znowu poniedziałek? Niestety...
Tak się akurat składa, że niezmiennie od kilku lat wrzesień jest dla mnie miesiącem zmian. Czy tym razem te zmiany wyjdą na lepsze czy na gorsze - zweryfikuje czas. Póki co, zanim na nowo popadnę w tygodniową rutynę, pora na kilka wspomnień z weekendu;)
Jak już wiadomo, spontaniczne wypady bywają zazwyczaj najlepsze. Tak więc wieczorem w piątek razem z M i dwoma zacnymi tatusiami (;)) postanowiliśmy zrobić sobie wycieczkę do... Browaru Tyskiego w Tychach;) Nocne zwiedzanie browaru w formie przedstawienia i performance'u, uwieńczone degustację piwa prosto z produkcji podbiło nasze serca:) W planach miałam zamiar przygotować małą fotorelację z tej wyprawy lecz musicie mi wybaczyć - światło było tak kiepskie, że szkoda mówić.


Natomiast w niedziele rano czekała na mnie największa frajda - moje pierwsze w życiu grzybobranie :D Pod okiem doświadczonych "grzybiarzy" udało nam się uzbierać pełny koszyk :)
A później pyszny sosik grzybowy :D
Poniżej tylko co ładniejsze okazy z naszych łupów:)


Ale przejdźmy w końcu do przepisu :)
W sezonie cukiniowym byłoby grzechem nie upiec czegoś z tym warzywem :) U mnie padło tym razem na muffinki :) Przepis pochodzi z tej strony (klik), jednak nieznacznie go zmodyfikowałam:)


Porcja na 12 muffinek

Składniki:
  • 1 i 1/2 szklanki mąki
  • 2 łyżki kakao
  • 1/2 łyżeczki cynamonu
  • 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 1/4 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/4 łyżeczki soli
  • szklanka cukru (niepełna)
  • 3/4 szklanki oleju
  • 1 duże jajko
  • 1 szklanka startej na oczkach cukinii
  • 50 g posiekanej gorzkiej czekolady
  • mleko*
Do jednej miski wsypujemy składniki suche: mąkę, cukier, kakao, cynamon, sodę, proszek i sól. W drugiej misce mieszamy ze sobą składniki mokre: jajko i olej. Następnie mieszamy ze sobą zawartość obu misek i dodajemy czekoladę i cukinię. Ciastem napełniamy foremki do 2/3 wysokości i pieczemy około 30 minut w temperaturze 180 stopni (do suchego patyczka).

* Ciasto wychodzi bardzo gęste, więc ja dolałam trochę mleka (1/4 szklanki).


Muffinki dodaję do akcji:


Copyright © My simple kitchen